![]() Ja generalnie do występu naszych zawodników na trwającym turnieju jak i do meczów kadry narodowej od jakiegoś już czasu podchodzę bezemocjonalnie. Odkąd zajmuję się futbolem zawodowo, działając na rzecz jego rozwoju, moje emocje kibicowskie przygasły. Na wszystko patrzę analitycznie, w szerszym kontekście i jakieś wymęczone wygrane po przypadkowych bramkach choćby dawały jakiś tam sukcesik nie wprawiają mnie w euforię. Podobnie jest przy okazji EURO 2020 (a właściwie było bo teraz to i tak "po ptokach"). Bo nawet jakbyśmy zdobyli mistrzostwo Europy to co by z tego wynikało dla naszej piłki, jej przyszłości?? NIC! Powtórzylibyśmy kazus Grecji z 2004 roku. Grecy sensacyjnie wygrali tamten turniej, pokazując antyfutbol, nastawiony na skrajną defensywę a bramki zdobywali po wyuczonych rzutach rożnych i dośrodkowaniach na głowę Charisteasa. Jak to wpłynęło na rozwój greckiej piłki? Ano tak, że kilka lat później przegrywali z Wyspami Owczymi a dziś nie ma ich na EURO rozgrywanym w takiej formule, że właściwie wszystkie w miarę poważne reprezentacje na nim są. Bez rzeczywistych zmian strukturalnych, organizacyjnych a także mentalnych nie zbudujemy niczego trwałego, powtarzalnego przez lata. Bo co przyniósł nam wynikowo dobry występ na poprzednich mistrzostwach Europy?
Jednakże podczas meczu ze Słowacją niespodziewanie emocje mi się udzieliły! Było to jedno wielkie wkur.... Dlaczego, skoro pisałem, że do meczów kadry podchodzę bezemocjonalnie? Dlatego, że proporcja indywidualnych umiejętności zawodników do skali kompromitacji tej drużyny w kolejnym turnieju jest największa na świecie. Ta panika, strach w oczach, chaos po stracie bramki, złość (bynajmniej nie sportowa) tylko na Słowaków, że przecież to miało samo się wygrać a oni ośmielili się strzelić bramkę. Ponadto brak właściwej reakcji zawodników i wbrew ich pieprzeniu, że "zostawili serducho na boisku" - BRAK ZAANGAŻOWANIA - to wszystko naprawdę mogło doprowadzić do szału. Tekst ukazał się także w mojej rubryce w Wałbrzyskim Tygodniku 30 Minut |